$ 41.77 € 49.22 zł 11.58
+31° Kijów +36° Warszawa +26° Waszyngton
Od przyjaźni do konfliktu: dlaczego pokłócili się Trump i Musk?

Od przyjaźni do konfliktu: dlaczego pokłócili się Trump i Musk?

02 lipca 2025 19:01

Donald Trump to prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjny, prowokacyjny i medialnie aktywny prezydent Stanów Zjednoczonych. Codziennie publikuje dziesiątki wpisów w mediach społecznościowych, jest znany na całym świecie i wszędzie budzi skrajne emocje. Najprawdopodobniej nie ma nikogo, kto odnosiłby się do Trumpa całkowicie neutralnie, bez żadnych emocji. Bo obecny przywódca USA to zawsze emocje — niekoniecznie racjonalność.

Jednak Trump nie zostałby prezydentem po raz drugi bez wsparcia innego, naprawdę wybitnego człowieka. Człowieka-wizjonera, najbogatszego przedsiębiorcy świata, osoby o niezwykłej historii i sukcesie, która myśli w kategoriach post- i transhumanizmu, tworzy technologie przyszłości i marzy o wysłaniu ludzkości na Marsa.

To właśnie on zainwestował w kampanię kontrowersyjnego republikanina ogromne sumy pieniędzy, których ma więcej niż ktokolwiek inny. Nigdy nie powstrzymywał się przed wyrażaniem emocji przed kamerami — na oczach milionów widzów. Może pozwolić sobie na gesty przypominające nazistowskie saluty, potrafi tańczyć i podskakiwać podczas inauguracji czy w Białym Domu, a także nieustannie publikuje prowokacyjne tweety i przyciąga uwagę całego świata.

Oczywiście, czytelnik już się domyślił, że chodzi o Elona Muska. To właśnie Musk był gwiazdą kampanii Trumpa. Bez wsparcia właściciela Tesli i SpaceX obecny prezydent USA raczej nie powróciłby do władzy.

Jednak, jak to często bywa w polityce, od publicznej przyjaźni i zachwytów do otwartego konfliktu z groźbami deportacji jest tylko jeden krok. Dziś Donald Trump i Elon Musk przypominają bohaterów słynnej satyry Gogola — Iwana Iwanowicza i Iwana Nikiforowicza, dwóch dawnych przyjaciół, którzy pokłócili się o błahostkę. Jednak skutki ich obecnego konfliktu mogą być znacznie poważniejsze.

Jak więc Trump i Musk tak szybko przeszli drogę od sympatii do nienawiści? Dlaczego najlepsi przyjaciele z wczoraj stali się dziś niemal wrogami? Jak zakończy się ten konflikt? Sprawie przyjrzał się komentator polityczny UA.News Mykyta Traczuk.

Elon Musk i Donald Trump: historia przyjaźni

 

Poglądy Elona Muska na politykę, gospodarkę i światowy porządek to temat zasługujący na osobny, obszerny materiał. Wystarczy przeczytać kilka jego wywiadów lub obejrzeć podcasty, by zrozumieć, że w głowie najbogatszego człowieka świata — miliardera, który rzeczywiście zajmuje się technologiami przyszłości — dzieje się tak wiele, że, jak to się mówi, „bez setki nie rozgryziesz”.

Musk uważa między innymi, że sztuczna inteligencja ma realne szanse zniewolić ludzkość — mimo że jego własne firmy pracują nad rozwojem agentów AI. Jednocześnie jest dość przychylny ideom transhumanizmu, czyli stopniowego łączenia człowieka z technologią, jak w grze „Cyberpunk 2077”, i zajmuje się między innymi opracowywaniem i wszczepianiem chipów do ludzkiego mózgu. Miliarder, co nie jest zaskoczeniem, jest zagorzałym ideowym kapitalistą i otwarcie nazywa Partię Demokratyczną oraz byłą administrację Bidena „socjalistami” i „lewakami”. Jego poglądy polityczne można określić jako skrajnie prawicowe.

Nie dziwi więc, że to właśnie Trump przyciągnął uwagę Muska. Program i hasła obecnego prezydenta USA zafascynowały Muska już na etapie kampanii wyborczej. Tak zaczęła się ich bliska współpraca — miliarder został największym sponsorem Partii Republikańskiej w całej jej historii i aktywnie zaangażował się w walkę polityczną. Wspólnie z Trumpem objeżdżał kraj, występował na wiecach wyborczych, nosił czapkę z napisem „Make America Great Again” i nie unikał rozgłosu.

Ілон Маск похвалив Трампа після конфлікту і погроз про депортацію |  РБК-Україна

 

I wszystko to zadziałało. Trump triumfalnie wygrał wybory i po raz drugi został prezydentem USA. Musk, zgodnie z obietnicą, dołączył do jego administracji i został szefem specjalnej komisji — DOGE.

Czym jest DOGE? To skrót od Department of Government Efficiency, czyli „Departament Efektywności Rządowej”. To swego rodzaju komisja i agenda, której zadaniem miało być ograniczanie wydatków administracyjnych państwa. Trump szedł do wyborów z hasłami walki z niepotrzebną biurokracją, która pochłania pieniądze amerykańskich podatników. To właśnie Musk, jako skuteczny menedżer i przedsiębiorca, został wyznaczony do realizacji tego zadania.

Dla miliardera nastał prawdziwy czas chwały. Rozwinął niezwykle intensywną działalność. Choć formalnie nie miał dużych uprawnień, w praktyce stał się niemal drugim prezydentem USA. Znane amerykańskie media pisały z niepokojem o gwałtownym wzroście jego wpływów.

Elon Musk z rozmachem wchodził do Gabinetu Owalnego, był z Trumpem na „ty”, zwolnił tysiące urzędników i podejmował kontrowersyjne decyzje. Jego najbardziej znanym projektem stała się prawdziwa wojna z USAID — Amerykańską Agencją ds. Rozwoju Międzynarodowego.

To właśnie tę organizację, rozdającą granty na całym świecie, Trump uważał za źródło wszelkiego zła i główne narzędzie Demokratów oraz tzw. deep state. Dlatego Musk ogłosił „krucjatę” przeciwko USAID. Była ona dość skuteczna, choć ogólna efektywność DOGE pozostaje pod znakiem zapytania: Musk rzeczywiście zredukował część zbędnych wydatków, ale pod nóż trafiły też wartościowe programy — na przykład granty na walkę z AIDS.

Pod koniec maja kadencja Muska w rządzie dobiegła końca zgodnie z amerykańskim prawem. Strony rozstały się, przynajmniej na pierwszy rzut oka, w przyjaznej atmosferze i zorganizowały nawet wspólną konferencję prasową w Białym Domu.

„Ponieważ moja kadencja jako specjalnego urzędnika rządowego dobiega końca, chcę podziękować prezydentowi Trumpowi za możliwość ograniczenia zbędnych wydatków. Misja DOGE z czasem tylko się umocni i stanie się stylem działania w całym rządzie” — napisał Musk na swojej platformie X.

Już wtedy złośliwi komentatorzy mówili o narastających nieporozumieniach między biznesmenem a prezydentem. Na pierwszy rzut oka wszystko jednak wyglądało dość kulturalnie. Musk dziękował, a Trump nazywał go „bardzo mądrym facetem” i „genialnym człowiekiem”. Ale potem, jak to się mówi — „zaczęło się”.

Депортация Илона Маска: Трамп

 

Musk i Trump: historia konfliktu

 

Kością niezgody między dawnymi przyjaciółmi stał się tak zwany One Big Beautiful Bill Act — „Wielki Piękny Projekt Ustawy”. To pierwsza naprawdę poważna inicjatywa ustawodawcza Trumpa, którą próbuje on przeforsować w Kongresie. Dokument dotyczy gospodarki i już teraz budzi poważne zastrzeżenia samego Muska.

Ustawa przewiduje między innymi obniżki podatków oraz zwiększenie wydatków publicznych — czyli dokładnie odwrotność tego, co Trump i Musk rzekomo wspólnie zapowiadali. Co więcej, „Wielki Piękny Projekt Ustawy” może doprowadzić do ogromnego deficytu budżetowego i wzrostu długu publicznego USA o kilka bilionów dolarów, mimo że Trump wcześniej obiecywał ten dług zmniejszyć. Krótko mówiąc — trafiła kosa na kamień.

Dodatkowo nowa ustawa zakłada likwidację ulg budżetowych dla Tesli — firmy Elona Muska, produkującej słynne elektryczne samochody, których sprzedaż w 2025 roku wyraźnie spadła. Mowa tu o ogromnych kwotach. Między innymi z tego powodu Musk nazwał projekt ustawy „obrzydliwym paskudztwem”. Trump z kolei stwierdził, że jest „bardzo rozczarowany” swoim byłym sojusznikiem.

I wtedy się zaczęło. Musk w serwisie społecznościowym X opublikował całą serię wpisów dotyczących tej ustawy, a także samego Trumpa i amerykańskiego państwa jako całości. Jak zwykle, miliarder nie gryzł się w język, pozwalając sobie na kpiny, wulgaryzmy i ostrą ironię pod adresem prezydenta USA. Sam Trump również znany jest z tego, że nigdy nie przebiera w słowach i mówi, co myśli. Dlatego stwierdził, że Musk „zwariował”, że jest „skrajnie zmęczony” i że „nikt nie potrzebuje jego elektrycznych samochodów”.

Z kolei właściciel Tesli napisał, że prezydent nie ma żadnych kompetencji w sprawach gospodarczych, że bez jego wsparcia przegrałby wybory, a Stany Zjednoczone są skazane na katastrofę. Dodatkowo zasugerował, że Trump — zupełnie niespodziewanie — jest pedofilem (!), wezwał do stworzenia w USA nowej partii politycznej i domagał się impeachmentu głowy państwa. Trump odpowiedział, że Musk „postradał zmysły” i że „ten facet ma poważne problemy”. Zarzucił mu również, że jest „uzależnionym ćpunem”, potwierdzając w ten sposób krążące od dawna plotki o regularnym zażywaniu narkotyków przez Muska.

Cały świat, a zwłaszcza amerykańska opinia publiczna, z zaskoczeniem obserwowała to widowisko. Sytuacja wyglądała naprawdę źle i zaczęła destrukcyjnie wpływać zarówno na pozycję biznesowego imperium Muska, jak i na notowania Trumpa. Dlatego po pewnym czasie obie strony postanowiły symbolicznie się pogodzić: Musk publicznie przeprosił, a prezydent USA po raz kolejny zmienił gniew na łaskę i nazwał Muska „porządnym facetem”.

Wydawało się, że sprawa została zakończona? Nic z tego.

Nowa odsłona konfliktu wybuchła już 1 lipca. Przedsiębiorca ponownie ostro skrytykował budżetowy projekt ustawy Trumpa. W odpowiedzi prezydent USA zapowiedział, że rozważy możliwość... deportacji miliardera do Republiki Południowej Afryki, gdzie ten się urodził. Warto dodać, że oprócz obywatelstwa amerykańskiego Musk posiada również paszport RPA, a także Kanady, której obywatelką była jego matka.

W odpowiedzi szef Tesli i SpaceX po raz kolejny zapowiedział utworzenie nowej partii politycznej. Jego zdaniem system dwupartyjny w USA się wyczerpał i w rzeczywistości przypomina system jednopartyjny. Dlatego, jak zapowiedział, Ameryka potrzebuje trzeciej siły politycznej i on ją zarejestruje, „jeśli ten szalony projekt ustawy zostanie uchwalony”.

Obecnie konflikt znajduje się w fazie eskalacji i rozwija się bardzo dynamicznie. Amerykańskie i światowe media z uwagą śledzą przebieg wydarzeń.

 

Dlaczego więc pokłócili się Trump i Musk i co będzie dalej?

 

Trzeba zrozumieć, że sojusz tych dwóch był od początku skazany na porażkę. Stało się to, co musiało się stać — i nie mogło być inaczej.

Relacja Trumpa i Muska to absolutnie klasyczny, wręcz podręcznikowy przykład oligarchii. Wielki biznes korzysta z wszelkich przywilejów państwowych, w zamian prezydent kraju zyskuje dostęp do bezdennego portfela biznesmena oraz do jego ogromnego zaplecza medialnego — czyli platformy X.

Trudno nawet jednoznacznie stwierdzić, kto w tej relacji jest silniejszy. Firmy Muska są całkowicie uzależnione od państwa — od kontraktów, ulg, dotacji i dostępu do rynków. Bez wsparcia ze strony rządu USA, chociażby SpaceX nie tylko zacznie przynosić straty, ale zniknie w ogóle jako zjawisko. Z drugiej strony, stałe medialne kampanie wymierzone w Trumpa — biorąc pod uwagę skalę zasobów finansowych i informacyjnych Muska — mogą, jeśli nie całkowicie zniszczyć jego poparcie, to przynajmniej mocno je uszczuplić. W tej konfrontacji wygląda więc na to, że zwycięzców nie będzie.

Trump says he'll 'look' at deporting Musk as feud reignites - ABC News

 

Wielu ekspertów uważa, że przyczyną kłótni między dawnymi sojusznikami były prozaiczne kwestie: pieniądze. Podobno Musk poczuł się urażony groźbą odebrania mu ulg i dotacji. To brzmi jak formalny pretekst, ale korzeń problemu jest zapewne i prostszy, i bardziej złożony jednocześnie — tkwi on w politycznej psychologii.

Zarówno Trump, jak i Musk to ludzie, którzy osiągnęli w życiu wszystko, o czym inni mogą tylko marzyć. Dla nich nie ma już dokąd iść dalej. W wieku 78 lat Donald Trump dawno już zarobił swoje miliardy i po raz drugi stanął na czele najpotężniejszego państwa świata. Jego ambicje wykraczają dziś wyraźnie poza sferę materialną — dotyczą sensu, wartości i miejsca w historii.

To samo można powiedzieć o Musku. Tak, ma zaledwie 54 lata — dla bardzo bogatego człowieka na Zachodzie, z jego dostępem do medycyny, to oczywiście już nie młodość, ale w żadnym razie też nie starość. Jednak przesyt dobrami materialnymi w jego przypadku jest całkowicie widoczny.

Mało prawdopodobne, by mógł stać się jeszcze bogatszy, niż już jest: majątek Muska szacowany jest na 300–400 miliardów dolarów, co czyni go najbogatszym człowiekiem na świecie. Nie ma rzeczy, której nie mógłby kupić — dodatkowe 50 czy nawet 100 miliardów nie zmieniłoby w jego życiu absolutnie nic. To właśnie z tej nudy prawdopodobnie biorą się wszystkie ekscentryczne zachowania Muska: jego autorytarny i nieprzewidywalny styl zarządzania firmami, zamiłowanie do używek czy jego nie zawsze adekwatne zachowanie publiczne.

Obaj — Trump i Musk — będąc na szczycie sławy i sukcesu, sięgnęli po coś znacznie cenniejszego niż dobra materialne: po władzę. Najpotężniejszy i najbardziej uzależniający narkotyk na świecie, który wart jest więcej niż wszystkie setki miliardów dolarów właściciela Tesli i SpaceX. I nikomu nie chcą się nim dzielić.

Od pierwszego dnia po zwycięstwie Trumpa Musk zaczął zachowywać się tak, jakby to jego wybrano na prezydenta. Biznesmen wprost dawał do zrozumienia, że władza należy nie tylko do Trumpa, ale także do niego. Co więcej, nie było do końca jasne, kto z nich tak naprawdę ma tej władzy więcej. Oczywiste jest, że żaden prezydent, niezależnie od kraju, nie mógłby w nieskończoność tolerować takiego zachowania. Zwłaszcza ktoś taki jak Trump — z natury władczy, autokratyczny, skrajnie egoistyczny i narcystyczny.

W gruncie rzeczy zrobił to, co musiał: odsunął od władzy wspólnika, który za bardzo się zapędził i zaczął przekraczać granice. Ten z kolei, nie mogąc pogodzić się ze stratą wpływów, teraz mści się na wszelkie możliwe sposoby.

Trudno dziś powiedzieć, kto wyjdzie zwycięsko z tego starcia, bo ogromne straty poniosą wszystkie strony konfliktu. Niemniej, jak pokazuje praktyka, w takich sytuacjach większe szanse na przetrwanie i sukces ma zbiorowa władza i państwowe struktury niż jeden, nawet najbardziej wpływowy i zamożny przedsiębiorca.

OSZAR »